khavira khavira
318
BLOG

JM z 1949 CD - Drewniana piła

khavira khavira Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

... trochę refleksji mackiewiczowskich z 1949 r. ...

 

Drewniana piła


 

Aleksander Aleksdandrowicz Fadiejew napisał w latach 1925/26 krótką powieść p.t. „Razgrom”, jedną z najlepszych w literaturze sowieckiej. Naturalnie wyraźnie akcentował tendencję polityczną, ale tchnął w ludzi przezeń przedstawionych tyle prawdy w szczegółach, ruchach, mowie, splunięciu, w zadumie, we wznajemnych stosunkach człowieka i tajgi Zabajkalskiej, w opisie surowego słońca, które z absolutną bezstronnością pada na klingi czerwonych partyzantów, jak na żółte lampasy kozackiej „białogwardiejszczyzny”, iż – nie jeden z ówczesnych czytelników sowieckich mógł sobie powiedzieć: no, ta nowa literatura nie jest w każdym razie gorsza od starej. Nie był to pierwszy utwór Fadiejewa. Wcześniej jeszcze napisał „Razliw”, a potym opowiadanie „Protiw tieczenia”. Ale i „Razgrom” przypadł jeszcze na wczesny okres bolszewizmu, który postępował od „Czeka” do NEPu, który, zdawało się niektórym, jakkolwiek mówiono o tym okresie jednym tchem, że „zatopił Rosję w potokach krwi”, to przecież jakieś tam siły i coś w ogóle, ale – wyzwolił. Fadiejew ukończył był właśnie gimnazjum typu t.zw. „komercyjnego” we Władywostoku, walczył przeciw Kołczkowi i wojskom atamana Siemionowa na Zabajkalu i te walki opisał. Wówczas jeszcze nie wiedziano co będzie dalej i niekt się nie spodziewał, że bolszewizm niczego nie wyzwala, nawet złego; nieczego nie „rozpętuje” a przeciwnie na wszystko co ziemskie nakłada pęta i na idealistów, kryminalistów i na popów i robotników, i na panów i na ich chłopów. Talenty literackie zaproszone zostały do kancelarji i pisać musiały przedewszystkiem kwestionarjusze. Przez lata jeszcze będą próbowały jak łapane ryby, to tu to tam wysuwać nosy, a dotknąwszy się groźnej siatki cofnąć co prędzej. Dalsza droga przebiegała skolei od NEPu o kołchozów, od Leninizmu do Stalinizmu. Poszedł nią i Michał Szołochow od swego wspaniałego „Cichego Donu” do płaskiego banału: „Oni srażaliś za rodinu” poszedł oczywiście i Fadiejew. Po „Razgromie” zabrał się do wielkiej powieści z okresu wojny domowej na pomorzu syberyjskim p.t. „Poślednij na udegie”, wydał cztery tomy... Cofnął się w czas. Długo jeszcze mino znanego już sloganu o „twórczym realiźmie” nie widziano co będzie właściewie z literaturą sowiecką? Aż przyszedł Żdanow i wyjaśnił.

Tymczasem Fadiejewa zastał już od roku 1939 na stanowisku odpowiedzialnego sekretarza Związku Pisarzy Sowieckich SSSR. Na XVIII zjeździe partji zostaje członkiem CK WKP (b). Gdy więc Żdanow wyjaśnił, że literatura sowiecka, to jest taka literatura, która powinna przedstawiać rzeczy nie tylko jakiemi są, ale i (przedewszystkiem) – jakiemi winny być, Fadiejew zrozumiał od razu. Minęło już trzydzieści jeden lat od chwili gdy ukończył gimnazjum komercyjne we Władywostoku. W tej chwili liczył sobie lat 48, piękny męski wiek. Jest już generalnym sekretarzem Związku Pisarzy Sowieckich, deputowanym Najwyższej Rady SSSR, członkiem Komitetu Wszechsłowiańskiego, przewodniczącym Komitetu premjów stalinowskich przy Radzie Ministrów SSSR. Ale przedewszystkiem jest dziś wyrazicielem szczytowego, t.zw. „osiągnięcia” literatury sowieckiej, obowiązującej jako wzór nie tylko w granicach Związku Radzieckiego, ale i we wszystkich Republikach Ludowych i we wszystkich literackich skupiskach komunistycznego świata.

W roku 1946 wydaje swoją „Mołodoja Gwardja”. Boję się przesadzić, ale zdaje się, że z tego robią i pieśni, i operę, i film, i dramat na scenę a wszyscy naturalnie, czy to w „L`Humanite”, czy „L`Unita”, czy „Daily Worker”, czy warszawskich „Odruchach”, „Kuźnicach”, „Nowinach” itd. ciumkają i cmokają, i klaszczą i płaszczą się i.td., jak to oni umieją. Już były głosy: „najpiękniejsza rzecz jaką wydała literatura świata...”

Nudna, drewniana piła.

„Młodaja Gwardja” to nie tylko nazwa partyzanckiego ruchu młodzieży sowieckiej w Krasnodonie, króra walczy z okupantem niemieckim, to również, w myśl wskazań Żdanowa, wzór dla młodzieży całego świata, pokazanie jaką ta młodzież: „ma być...” Od biedy można by w tym wzorze doszukać się starego hasła „Sokołów”: w zdrowym ciele, zdrowy duch, - albo zaleceń purytanizmu angielskiego, ale w każdym razie już niczego z t.zw. „duszy rosyjskiej”. Wszystko jest zdrowe, opalone na słońcu, z błyszczącymi oczyma. Niema już żadnych wątpliwości, żadnego tam „prawdoiskatielstwa”, bo prawda została znaleziona i przez Stalina objawiona. Wszytsko jest jasne, i czyste, i proste.

Naturalnie, że komuniści zgniłego zachodu nie mogą jeszcze nadążyć za „młodą gwardją”. W jednym z ich pism francuskich, z okazji antykomunistycznego procesu, napisał ktoś: „niema chyba nic bardziej odrażającego niż t.zw. świadek oskarżenia”. Ach, nieee! - Oto Wania i Żora idą sobie przez step zalany słońcem i rozprawiają na temat wyboru przyszłego zawodu:

  • A dlaczego sądzisz, że być prawnikiem w naszym czasie, to nie ciekawe?

  • Głupio jakoś, na przykład, być obrońcą w naszym sądzie – powiedział Żora – Naprzykład, pamiętasz, powiedzmy na procesie tych swołoczy-szkodników? Ja wtedy cały czas myślałem soebie o obrońcach: ot głupia ich sytuacja, a? - I Żora zaśmiał się, ukazując oślepiające białe zęby.

  • Nu, obrońcą u nas być, oczywiście rzecz nieinteresująca, a u nas sąd ludowy, ale zato sędzią śledczym, ja myślę, bardzo ciekawie. Można poznać moc różnych ludzi.

  • A najlepiej oskarżyciele, - odrzekł Żora. - Pamiętasz: Wyszyńskij? Wot to, to zdorowo!

Tak sobie idą chłopaczki w słońcu stepowym i gwarzą przyjemnie, za ręce trzymając:

- Bo jeśliśmy przyszli na ten świat i żyjemy już życiem, o którym może pokolenia całe marzyły najlepszych ludzi, o które walczyli najlepsi z nich...” i td.

Drewnianą piłą jest „Mołodoja Gwardja” oczywiście nie dlatego, że wyprana jest ze wszystkiego co się nazywa „dostojewszczyzną” w bulwarowym znaczniu tego słowa: nie dlatego oczywiście, że w zestawieniu z nią, literatura zachodnia wydać się może „typowo-rosyjska”, i nie dlatego, oczywiście, że postacie tych chłopców i dziewcząt są tak świetlisto-czyste dychowo i fizycznie. Powiedzmy „Władzia nad Morzem” Pani Buyno-Arctowej dla dzieci, czy „Bitwy pod Raszynem” Przyborowskiego dla młodziezy, nie można nazwać nudną piłą. Tak samo nie można tego powiedzieć o elementarzu, na którego treść składają się słowa: Ba-ba, ta-ta, ku-ra, bo-li itd. Poprostu się tego nie czyta w wieku dojrzałym. Tymczasem bohaterzy „Młodej Gwardji” stanowią coś pośredniego pomiędzy ściennym plakatem i powiastką dla młodzieży. Zło i dobro jest tu równie rozgraniczone z gór jak biedna babcia od strasznego wilka w „Czerwonym kapturku”. Dobre jest wszystko co sowieckie, złe wszystko co jest antysowieckie. Już z fizycznego opisu poszczególnych postaci na samym początku, czytelnik może się domyślić, czy ten lub ta, będą w dalszym ciągu powieści ideałem, czy też popełnią jakieś łajdactwo. W „Bitwie pod Raszynem” Przyborowskiego chłopczyna, zdaje się 11-letni, ogromnym szabliskiem rąbie na prawo i lewo huzarów austrjackich i czytelnicy 11-letni biorą ten czyn poważnie. Ale Fadiejew chce by czytelnicy dorośli brali poważnie to wszystko co pisze o wyczynach, myślach, rozmowach i całym zachowaniu Młodej Gwardji, przedstawiając zarówno postacie, jak zdarzenia nawskroś papierowe, naiwne, nieprawdziwe. - Oto Niemcy zajmują miasto i jest ich tak dużo, że wypełniają szczelnie każdą chatę i dom. Ale dlaczegoś nie zabierają pod kwatery wielkiego budynku szkolnego. Poprostu dlatego, że młody Sieriożka, czy Wania musi z tego budynku rzucić zapalające butelki prosto w okna niemieckiego sztabu. Sztab staje momentalnie w płomieniach, biegają jak oszaleli, a Niemcy nie stosują dlaczego żadnych represji? Dlatego, że autorowi to nie pasuje po prostu w danej chwili do opowiadania. - Oto podziemna organizacja stara się dla celów konspiracji, opanować w myśl instrukcji jaknajwiększą ilość stanowisk, wciśnąć się nawet do policji organizowanej przez Niemców itd. co jest oczywiście zrozumiałe. W tym czasie Niemcy chwytają przypadkowo szefa konspiracji, inżyniera Walko, a nie wiedząc, że nim jest, proponują mu podczas śledztwa stanowisko głównego inżyniera całego Zagłębia Donieckiego. Ale Walko zamiast przyjąć propozycję, któraby mu w pierwszym rzędzie przywróciła osobistą wolność, możność wyswobodzenia z więzienia pod pretekstem zapotrzebowania sił roboczych, a nadewszystko wymarzoną wprost okazję ugruntowania z miejsca, rozszerzenia i opanowania całego kraju przez konspirację... - wali pięścią między oczy jednego wachmistrza, zwala drugiego, kopie trzeciego, roztrąca żołnierzy.... Na trzech stronicach: 475, 476, 477 odbywa się ta niezwykła walka, podczas której brzuchaci wachmistrze niemieccy włażą ze strachu pod kanapę, kto pod stów, SS-mani uciekają. Dopiero z dziesiątek Niemców, wspólnymi siłami daje radę w opanowaniu inżyniera sowieckiego przy końcu trzeciej stronicy...

Przykłady przedstawienia wielkiej tragedji w postaci płaskiej farsy można cytować dziesiątkami. Być może Fadiejew pragnął szczerze wykrzesać złoto z przedstawionych postaci, ale stworzył tylko fałszywie brzmiące żetony.

Natomiast postacie wrogów to już nie papierowe wycinanki, nawet nie pajace, nawet nie djabły. To po prostu jacyś Marsjanie, czy istoty z innej planety, pozbawione wszelkich, zarówno fizycznych jak duchowych elementów ludzkich. Pod tym względem nie różnią się między sobą Niemcy, Włosi, Rumuni, Węgrzy czy Rosjanie na ich służbie. Jedno tylko łączy ich wielkie wspólne uczucie ludzkie: bezgraniczne tchórzostwo. W jaki sposób ta banda tchórzów zdołała odeprzeć niezwyciężoną Armię Czerwoną aż po Wołgę, Fadiejew oczywiście nie tłumaczy.

Oto próbka charakterystyki niejakiego Orłowa, naczelnika policji rosyjskiej pod Niemcami, b. oficera Denikina: „mięsisty starzec z wielką, ryżą głową, olbrzymim sinym nosem, twarz w równie ryżych piegach, oczy ciekące, z ust zaduch wódki. Ubrany był w szynel kozacki i polską konfederatkę”.... Oto oficer włoski cofający się spod Stalingradu: na ośle, z nogami ciągnącymi się po ziemi, bez broni, z głową obwiązaną dziecinnymi rajtuzami, z wyrazem bezgranicznej głupoty...

Jest w napisanym orzed dwudziestu kilku laty przez tegoż Fadiejewa „Razgromie” taki ustęp, w którym dowodzący partyzantką bolszwicką Lewison, w momencie przed samym atakiem na kozacki szwadron białych, patrzy na jadącego przodem przystojnego oficera z fajeczką w zębach:

„ Ot zwierz, na pewno – pomyślał Lewison, zatrzymując na nim wzrok i mimowoli przypisując temu przystojnemu oficerowi wszystkie te straszne właściwości, które się zazwyczaj przypisuje wrogowi”.

Ileż w tym krótkim zdaniu było prostej, a jednoczesnie głębokiej konstatacji zwykłego człowieczeństwa, które przecie nie przynosiło ujmy ani bolszewikowi Fadiewowi, ani bolszewikowi Lewinsonowi. Ale oto Żdanow postanowił inaczej.

Zadałem sobie trud doczytania „Młodej Gwardji” do końca, z dużym wysiłkiem pokonuwując porcję kilku kartek dziennie, do tego stopnia na monotonnie fałszywą nutę wydała mi się nagrana płyta. Kończąc czułem się tak znużony, iż zawołałnum chętnie ja ów kupiec z „Powrotu Taty”: ach bierzcie i konie, i wozy, i całą Europę, i cały świat kapitalistyczny tylko, na Miłość Boga – nie nudźcie tak strasznie!


 

J.M.

 

khavira
O mnie khavira

Kraj nasz - to ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego - to tradycja ludów, które niegdyś w Wilnie miały swą stolicę - to amalgamat krwi litewskiej, polskiej, białoruskiej, przemieszany z żydami, tatarami, karaimami, starowiercami ! To kraj szeroki mający ośrodek w naszem Wilnie, jak w soczewce skupiającym ideę i myśl ześrodkowującą dążenia krajów odwiecznie stąd rządzonych. Wilno to miejsce święte, to Mekka tylu narodów, szczepów i ludów, to ukochanie tych wszystkich, którzy w szerokim promieniu tego Znicza się rodzili, trwali, pracowali, cierpieli i kochali.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura